Nie znam przepisu na czerpanie przyjemności z jazdy. Jedni pomykają w kaskach inni w garniturach. Jedni na góralach inni na szosówkach. Moi dwaj bracia również przemierzają dziurawe asfaltowe drogi Polski, jednak każdy z nas preferuje inny rodzaj pedałowania. Nie oznacza to, że jak przez przypadek spotkamy się razem ( co jest bardzo rzadkie) to nie potrafimy razem jeździć. Wręcz przeciwnie cieszy mnie takie wspólne kręcenie korbami, bo pomaga nabrać innego rodzaju zaufania do siebie.
Ja preferuję szybkie dotarcie do celu . Wyruszam , załadowane dwa bidony( średnio jeden starcza na 50 km) i staram się bez zatrzymywania przejechać dany dystans. To mnie napędza i sprawia przyjemność. Młodszy brat natomiast delektuje się przyrodą – zauważa kwiatki i inne okoliczności przyrody. Starszy brat to starszy brat ma swoją pokręcona filozofię jazdy, której nikt nie odgadł. Wiem tylko, że słownik przekleństw ma chyba bogatszy niż ja.
Podobnie jest z wiarą. Kościół oferuje nam niesamowitą różnorodność dróg dotarcia do Boga, i każdy z nas szuka sobie właściwej ścieżki. Jedni zwą się tradsami inni neonami, inni oazowiczami. Jeszcze inni nie przylepiają sobie łatek i uczestniczą w życiu KK poza zorganizowanymi strukturami. I nie ma co na siłę do czegoś kogoś przekonywać. Każdy z nas musi sam odnaleźć drogę, po której krocząc będzie czerpał przyjemność z obcowania z Bogiem. Ważne, aby w czasie Mszy Św. ci wszyscy ludzie potrafili nadawać w jednym kierunku bez oglądania się na innych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz