poniedziałek, 17 maja 2010

Nowa Armia ,wysiłek i modlitwa

Pora zanurzyć się w mało ortodoksyjne rozważania o wierze i rowerze w ten listopadowy wieczór. W sumie to będzie jeszcze o nowej Armii, bieganiu – wszak nie samą jazdą człowiek żyje. Po miesiącu rowerowego postu zasiadłem na siodle, zacząłem pedałować i stwierdziłem, że dostaję kolejną lekcję pokory. Byłem cienki jak dupa węża. Zero pary w nogach. Totalnie ociężałe nogi monotonnie i bez polotu ciągnęły pedały w górę. Masa potu i nic więcej. Zero lekkości, świeżości. Będzie potrzeba sporo sesji na trenażerze aby powrócić do rowerowej normalności. Zupełnie jak w życiu duchowym. Klękasz codziennie i odmawiasz różaniec. Na początku jedną dziesiątkę a z czasem jak się wciągniesz to cały nie sprawia problemu. Ale wystarczy sobie odpuścić parę wieczorów i powrót do tej modlitwy staje się naprawdę ciężki. Zaczynasz się niecierpliwić, kolana zaczynają boleć . Szukasz pretekstu aby skrócić rozważania. Potrzeba znowu czasu do zjednoczenia duszy i ciała. Dla mnie różaniec jest związany z rowerem. Te dwie rzeczywistości – cielesna ( rowerowa) i duchowa ( różaniec) wspaniale się przenikają. Jedna nie istnieje bez drugiej. Brak roweru oznaczał brak różańca- nie potrafię się modlić ta modlitwą bez kręcenia korbą. Teraz pracuję znowu nad duchem i ciałem. Ale nie myślcie, że post rowerowy oznaczał brak ruchu, żarcie i przybieranie na wadze. W ramach pracy duchowej zacząłem biegać. Tutaj nieodłącznym towarzyszem jest jakiś sprzęt z muzyką. Wspaniale sprawdzają się godzinki. Zawsze jak słyszę „ Zacznijcie wargi wasze chwalić Pannę Świętą..” przechodzą mnie ciary po plecach. Niestety poza pielgrzymkami i sporadycznymi okazjami nie było mi dane modlić się tą modlitwą. Dzięki bieganiu odkryłem ją na nowo. Nie chcę być kolejnym biegającym który biega tak naprawdę tylko w celu poprawy samopoczucia. Myślę, że zdrowo jest budować i ciało i ducha – wszak chrześcijaninem jesteś cały czas. Praca nad ciałem musi być przesiąknięta wiarą – inaczej staje się bożkiem. No ale muszę jeszcze wspomnieć o nowej płycie Armii. Muza zakręcona i totalnie nie armijna. Dla kogoś zakochanego w stylistyce dotychczasowej armii może się okazać lekko niestrawna i ciężkawa. Chylę czoło przed sekcją rytmiczną – Kmieta i Krzyżyk odwalili kawał dobrej roboty i są najciekawszym punktem tej płyty. Krzyżyk kolejny raz udowadnia, że po Stopie nie było lepszego od niego bębniarza w Armii. Muszę powiedzieć, że parę lat temu słuchając „Pumy i jego zony” nie spodziewałem się, że nagra takie rzeczy. Szacunek panie Tomku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz