Coś ostatnio ciężko idzie mi pedałowanie więc przepraszam czytających za formę wpisu. Spadek formy związany ze zmianą pogody utrudnia mi też pisanie o sztuce pedałowania. Nie sposób pisać lekko o czymś co ciężko przychodzi.
Chrześcijanin żyjąc w świecie tu i teraz jest zarazem poza nim. Idziesz przed siebie w tłumie ludzi a jednocześnie poruszasz się pod prąd. Łamiesz standardy oferowane przez świat bo są one po to tworzone, aby życie było łatwe i przyjemne, przeżywane bez większych wysiłków i wyrzeczeń. Przez to świat nie docenia życia bo to co dostajesz na tacy ,nie cieszy ,a tylko na chwilę zagłusza głód Boga. Dlatego kocham rower. Wymaga wysiłku i poświęcenia. Musisz przełamywać się patrząc za okno i widząc padający deszcz, silny wiatr oraz ludzi opatulonych w kurtki. Nie osłoni cię karoseria samochodu. Jesteś wystawiony na kaprysy pogody ale z czasem stają się one czymś obojętnym, twoje ciało uczy się je cierpliwie znosić. Poruszając się ulicami wśród samochodów jesteś kimś obcym. Niby poruszacie się w tym samym kierunku, ale nie do końca. Burzysz standard wygodnego i łatwego dotarcia do celu. Uderzasz w ego wielu kierowców udających się w tym samym kierunku. Jakże to ktoś nie mający silnika może poruszać się szybciej od ich samochodu. Czasem podnosisz ciśnienie kolesia, który musi zwolnić aby cię wyprzedzić. Przynajmniej jego serce raz w ciągu dnia przepompuje trochę więcej krwi i dotleni bardziej mózg. Logika cyklisty nie pokrywa się z logiką kierowcy. Jest znakiem sprzeciwu wobec bezmyślności wielu kierowców. Często kończy się zderzeniem tych dwóch światów, z gorszym skutkiem dla rowerzysty. Ale to ryzyko ponosi też chrześcijanin zderzający się z logiką świata. Dlatego nie przeraża mnie otaczający świat pogański jak i kraina szosy. Mknę do przodu walcząc z własnymi słabościami wbrew światowej logice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz