piątek, 14 maja 2010
ascetyczny wymiar pedałowania
Wolność cyklisty jest bardzo podobna do wolności chrześcijanina. Aby poczuć rzeczywiste oderwanie od ziemi i choć na chwilę zatracić się w jeździe trzeba narzucić sobie pewne ograniczenia. Pomaga w tym bez wątpienia kroczenie drogą wiary. Wszak wspaniałą cechą, której uczy nas kościół jest umiarkowanie. Zatracenie się bez końca w ziemskich rzeczach nie prowadzi do niczego pozytywne. Gdy będziesz żarł jak świnia to będziesz wyglądał jak świnia. Jak będziesz chlał na umór to będziesz wyglądał i śmierdział jak szmata. Będziesz spoglądał w lustro i będziesz się zastanawiał jak do tego doprowadziłeś. A potem aby uśmierzyć ból psychiczny będziesz żarł czy pil, i się usprawiedliwiał, że to nie Twoja wina, ale innych. Jazda po szosie włącza we mnie potrzebę umiarkowania. Jak przekroczę pewną wagę to mam problem z podjechaniem pod górkę, utrzymaniem wysokiej kadencji i pokonaniem wyznaczonej trasy w określonym czasie. Zaszczepione przez rodziców ziarno wiary procentuje teraz w tak prozaicznej codziennej rzeczy jak jazda na rowerze. Potrzeba było prawie 30 lat żebym docenił tak mało podkreślaną cnotę - umiarkowania.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz