piątek, 14 maja 2010

Duszę jak łańcuch trzeba czyścić.

Ciężko pogodę nazwać zimową. Pada, ale deszcz. Ma to do siebie, że wymywa pięknie położony smar na ogniwach łańcucha. Człowiek wsiada na świeżo wyczyszczony rower, wszystko ładnie chodzi, Łańcuch chodzi jak szwajcarski zegarek, nic nie zgrzyta i nie skrzypi. Godzina jazdy w deszczu i temperaturze bliższej zeru i coś zaczyna szwankować. Syf z drogi i piach łączą się ze smarem i tworzą na łańcuchu jak i całym mechanizmie ciemną breję. Jak człowiek zaraz tego po przyjechaniu na miejsce nie wytrze do sucha to i rdza zaczyna wchodzić. Potem się okazuje, że mimo naszego przetarcia łańcucha i tak zostaje część syfu tylko, że ukryta wewnątrz ogniw. Tylko gruntowne czyszczenie jest w stanie naprawdę przywrócić blask napędowi.

Zupełnie tak samo jest w życiu chrześcijanina. Po spowiedzi wszystko wydaje się łatwiejsze do przezwyciężenia jednak małe codzienne grzechy powodują powstawanie ubytków w duchowej kolczudze. Z czasem jednak te małe niby nic nie znaczące grzechy powodują, że duchowe życie człowieka zaczyna szwankować i brak mu wyrazistości. W połączeniu z otaczającą nas aurą antychrześcijańską tworzy to na duszy breję, której z czasem nie można już usunąć. Nie pozostaje nic innego jak pójście do spowiedzi albo życie pełne skrzypienia i trzasków łańcuchów piekielnych oczekujących na grzeszników w piekle.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz