Jednym z pierwszych zapamiętanych przeżyć z dzieciństwa jest pierwsza samodzielna jazda na rowerze. Wryło mi się to w pamięć bo puszczony przez ojca z radością popedałowałem przed siebie jednak nie umiałem się zatrzymać. I przywaliłem w śmietnik. Był to rower " PINIO". Czerwony z naklejkami. Pełen wypas i prawie niezniszczalny.
Dlaczego wspominam to w ten dzień. Święta Bożego Narodzenia to czas gdzie wartości rodzinne są najbardziej wyeksponowane. Mi rodzice przekazali dwie wielkie rzeczy - wiarę i rower. Rower od dzieciństwa do teraz jest obecny w naszej rodzinie dzięki ojcu. Prawie całe życie zawodowe przepracował w Romecie a teraz jako emeryt dalej grzebie przy rowerach w sklepie na serwisie. Co ciekawe nigdy nie byliśmy rodziną, która jeździła na wypady rowerowe a mimo to w trójkę z braćmi załapaliśmy bakcyla rowerowego. Ojciec chyba dopiero po 20 latach pracy złożył sobie rower. Wie o rowerach prawie wszystko a na nich nie jeździ.
Można powiedzieć, że jakoś tam nam to rodzice w genach przekazali. Teraz cyklizm stał się drugim filarem spajającym naszą rodzinę. Kłopoty z rowerem są zawsze pretekstem żeby popedałować kilkaset kilometrów do domu i pogadać z rodzicami i rodzeństwem. Nawet mama angażuje się w te nasze wyprawy. Jak przyjeżdżam specjalny obiad dla rowerzysty przygotowany jest zawsze. No i kto jak nie mama zszywa nasze rowerowe ciuchy. Nasza rodzina stała się prawie grupą kolarską z wyznaczonymi każdemu rolami.
Mam też taką nadzieję, że moje dzieci po latach będą miały za co podziękować swoim rodzicom. Ja dziękuję za chrzest i rower i..... pedałuję dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz