Koledzy, których czytam ,dzielą się rodzicielskimi wspominkami.To i ja krótko coś w temacie napiszę.
Córka powoli ,ale sukcesywnie powiększa zasób słów, ale jak wiadomo dzieciaki lubią tworzyć własne wersje istniejacych słów.
No i bardzo lubi bawić się piłką. Tylko w jej słowniku piłka to pipa....
Będąc z córką na zakupach omijam sklepy sportowe szerokim łukiem;)
piątek, 27 sierpnia 2010
wtorek, 24 sierpnia 2010
sponsora szukam - rower muszę kupić
Nie jestem fachowcem rowerowym jak i religijnym. Jestem czynnie udzielającym się w obu przestrzeniach. To, że pomykam po szosie na dwóch kółkach czy chodzę do kościoła nie czyni mnie fachowcem od tych rzeczy.
To, że wiem jak nacisnąć na pedały czy zachować się w kościele nie oznacza, że potrafię złożyć rower od podstaw czy obronić wszystkie prawdy głoszone przez kościół.
To pozostawiam fachowcom czy ludziom, którzy sie lubują w takich rzeczach.
Jak ktoś mnie pyta na jakich przełożeniach jeźdzę to odpowiadam, że na takich na jakich w danej chwili mi jest wygodnie.
Muszę kupić nowy rower bo stary się rozpadł, a renowacja zbyt dużo wyniesie i nie ma pewności, że bedzie pracował jak należy. Moja zimowa Merida to jedna z największych wpadek jakie zakupiłem w życiu. Mój brat pomyka na Meridzie i jest ok., a ja miałem z nią same problemy z napędem. Najgorsze, że była to usterka, którą było ciężko udowodnić. Wymieniłem wszystko co mogłem a w rowerze nadal łańcuch przeskakiwał.
No i nadszedł kres męczarni na szosie jednak przyjdzie czas męczarni finansowych.
Najwyżej sprzedam nerkę aby spłacić rower. Czymś do pracy trzeba dojeźdzać a nikt mi roweru nie zaponsoruje. Nie nazywam się Szmyd czy Włoszczowska. Nie pokażę się na znanych wyścigach a tylko na ulicach i szosach w Polsce. A taka reklama to żadna reklama. Więc przerzucam się na suche bułki - na czymś trzeba zaoszczędzić.
To, że wiem jak nacisnąć na pedały czy zachować się w kościele nie oznacza, że potrafię złożyć rower od podstaw czy obronić wszystkie prawdy głoszone przez kościół.
To pozostawiam fachowcom czy ludziom, którzy sie lubują w takich rzeczach.
Jak ktoś mnie pyta na jakich przełożeniach jeźdzę to odpowiadam, że na takich na jakich w danej chwili mi jest wygodnie.
Muszę kupić nowy rower bo stary się rozpadł, a renowacja zbyt dużo wyniesie i nie ma pewności, że bedzie pracował jak należy. Moja zimowa Merida to jedna z największych wpadek jakie zakupiłem w życiu. Mój brat pomyka na Meridzie i jest ok., a ja miałem z nią same problemy z napędem. Najgorsze, że była to usterka, którą było ciężko udowodnić. Wymieniłem wszystko co mogłem a w rowerze nadal łańcuch przeskakiwał.
No i nadszedł kres męczarni na szosie jednak przyjdzie czas męczarni finansowych.
Najwyżej sprzedam nerkę aby spłacić rower. Czymś do pracy trzeba dojeźdzać a nikt mi roweru nie zaponsoruje. Nie nazywam się Szmyd czy Włoszczowska. Nie pokażę się na znanych wyścigach a tylko na ulicach i szosach w Polsce. A taka reklama to żadna reklama. Więc przerzucam się na suche bułki - na czymś trzeba zaoszczędzić.
czwartek, 19 sierpnia 2010
wypalenie
Masakra. To jedno słowo zawiera to co przeżywam na szosie. Czy to biegając, czy to pomykając rowerem.
Zero świeżości. Zero płynności. Zero przyjemności. Totalne wypalenie. Pogorzelisko zarówno fizyczne jak i mentalne.
Znam przyczyny, ale ich nie przeskoczę.
Dziecko budzi się jak jest dobra noc kilka razy a jak kiepska to kilkanaście. W pracy zawirowania i dość intensywny okres sprzedażowy.
Gdy wybiegam po 13 godzinach pracy na szosę nie przeżywam jedności z naturą. Przeżywam ból istnienia w przenośni i dosłownie. Modlę się tylko aby przebiec te blisko 15 km w miarę przyzwoitym czasie aby mieć parę minut wiecej na regenerację.
Jednak wiem, że odpuszczenie sobie ruchu spowoduje jeszcze większe straty.
Gdzieś tam sie kołacze w głowie data 5 września - półmaraton w Pile. Już wiem, że będzie gorzej niż w kwietniu. Ale jeżeli dzieci będą zdrowe na 90% wystartuję, aby zakończyć sezon biegowy a otworzyć rowerowy. Takie ładne choć słabe fizycznie zwieńczenie roku.
Fajnie bo 11 września zostanę ojcem chrzestnym małego Mareczka, syna moich najlepszych przyjaciół. Te daty się gdzieś są bliskie sobie i może zapowiadają nową nadzieję, że ten blog jak nazwa wskazuje stanie się bardziej cyklistyczny. Tego sobie po cichu życzę.
Dziękuję czytaczom za wierność mimo mojej rowerowej niewierności, a Pani Kasi i Panu Sylwkowi za super prezent dla dzieciaków. Tak jak obiecałem trud pilski ofiarowuję szczególnie w Państwa intencji.
Zero świeżości. Zero płynności. Zero przyjemności. Totalne wypalenie. Pogorzelisko zarówno fizyczne jak i mentalne.
Znam przyczyny, ale ich nie przeskoczę.
Dziecko budzi się jak jest dobra noc kilka razy a jak kiepska to kilkanaście. W pracy zawirowania i dość intensywny okres sprzedażowy.
Gdy wybiegam po 13 godzinach pracy na szosę nie przeżywam jedności z naturą. Przeżywam ból istnienia w przenośni i dosłownie. Modlę się tylko aby przebiec te blisko 15 km w miarę przyzwoitym czasie aby mieć parę minut wiecej na regenerację.
Jednak wiem, że odpuszczenie sobie ruchu spowoduje jeszcze większe straty.
Gdzieś tam sie kołacze w głowie data 5 września - półmaraton w Pile. Już wiem, że będzie gorzej niż w kwietniu. Ale jeżeli dzieci będą zdrowe na 90% wystartuję, aby zakończyć sezon biegowy a otworzyć rowerowy. Takie ładne choć słabe fizycznie zwieńczenie roku.
Fajnie bo 11 września zostanę ojcem chrzestnym małego Mareczka, syna moich najlepszych przyjaciół. Te daty się gdzieś są bliskie sobie i może zapowiadają nową nadzieję, że ten blog jak nazwa wskazuje stanie się bardziej cyklistyczny. Tego sobie po cichu życzę.
Dziękuję czytaczom za wierność mimo mojej rowerowej niewierności, a Pani Kasi i Panu Sylwkowi za super prezent dla dzieciaków. Tak jak obiecałem trud pilski ofiarowuję szczególnie w Państwa intencji.
wtorek, 10 sierpnia 2010
Niebezpieczeństwa archeologizmu.
Z wielką przyjemnością pochłonąłem książkę Urodzeni biegacze, której okładka znajduje się po prawej stronie.
Książka napisana w typowym amerykańskim stylu, który ma to do siebie, że się łatwo wchłania i nie jest przeładowany tysiącami wykresów i tabelek.
No ale co może być interesującego w opowieści o biegaczach pokonujących ultramaratony?
Otóz książka ta nazwana została ewangelią zdrowego biegania. Na czym ono ma polegać?
Otóż autor stawia na bieganie na boso lub w butach, które ze współczesnymi biegówkami mają niewiele wspólnego - są pozbawione wszelkich ulepszeń i amortyzacji.
Ma to spowodować zmniejszenie ryzyka kontuzji jak i zmienić konsumpcyjne bieganie w bieganie zgodne z naturą.
I w pewnym sensie autor ma rację. Współczesne buty powodują, że biegamy nienaturalnie przenosząc cieżar biegu na pięty. Osłabiają one naturalnie pracujące miesnie przerzucjąc pracę na inne co może powodować niebezpieczne kontuzje.
To prawda, że współczesne bieganie to wielki biznes mający wyciągnąć z biegaczy coraz wiecej kasy.
Jednak jego radykalne odrzucenie współczesności biegowej nie przyniesie jednak cudownego uzdrowienia biegaczy.
Autor zapomina, że zaczęlismy sie tak poruszać bo od maleństwa włozono nas w buty, które wyrobiły w nas pewne nawyki. nasze mięśnie, układ kostny, ściegna zostały w pewien sposób przeprogramowane. Nagłe odrzucenie całej otoczki wspomagającej moze wyrządzic wiecej szkód niz pożytku. Samo zdjęcie butów nie skoryguje źle ustawionej do naturalnego biegania sylwetki. Do tego potrzeba trenera i wielu miesięcy przemyślanych planów treningowych.
Nie będę biegał boso. Będę używał dalej biegówek, ale z jak najmniejszym wspomaganiem. To, że pierwotne bieganie odbywało się boso nie oznacza, że można je bez zgrzytów zaadoptować we współczesności.
Troche mi to przypomina powrót do źródeł w kosciele. Pewne rzeczy są słuszne jednak zachłyśniecie się tym i odrzucenie wiekowych doświadczeń może powodować spore zamieszanie. Ale to nie miejsce i czas na takie dywagacje.
Książka napisana w typowym amerykańskim stylu, który ma to do siebie, że się łatwo wchłania i nie jest przeładowany tysiącami wykresów i tabelek.
No ale co może być interesującego w opowieści o biegaczach pokonujących ultramaratony?
Otóz książka ta nazwana została ewangelią zdrowego biegania. Na czym ono ma polegać?
Otóż autor stawia na bieganie na boso lub w butach, które ze współczesnymi biegówkami mają niewiele wspólnego - są pozbawione wszelkich ulepszeń i amortyzacji.
Ma to spowodować zmniejszenie ryzyka kontuzji jak i zmienić konsumpcyjne bieganie w bieganie zgodne z naturą.
I w pewnym sensie autor ma rację. Współczesne buty powodują, że biegamy nienaturalnie przenosząc cieżar biegu na pięty. Osłabiają one naturalnie pracujące miesnie przerzucjąc pracę na inne co może powodować niebezpieczne kontuzje.
To prawda, że współczesne bieganie to wielki biznes mający wyciągnąć z biegaczy coraz wiecej kasy.
Jednak jego radykalne odrzucenie współczesności biegowej nie przyniesie jednak cudownego uzdrowienia biegaczy.
Autor zapomina, że zaczęlismy sie tak poruszać bo od maleństwa włozono nas w buty, które wyrobiły w nas pewne nawyki. nasze mięśnie, układ kostny, ściegna zostały w pewien sposób przeprogramowane. Nagłe odrzucenie całej otoczki wspomagającej moze wyrządzic wiecej szkód niz pożytku. Samo zdjęcie butów nie skoryguje źle ustawionej do naturalnego biegania sylwetki. Do tego potrzeba trenera i wielu miesięcy przemyślanych planów treningowych.
Nie będę biegał boso. Będę używał dalej biegówek, ale z jak najmniejszym wspomaganiem. To, że pierwotne bieganie odbywało się boso nie oznacza, że można je bez zgrzytów zaadoptować we współczesności.
Troche mi to przypomina powrót do źródeł w kosciele. Pewne rzeczy są słuszne jednak zachłyśniecie się tym i odrzucenie wiekowych doświadczeń może powodować spore zamieszanie. Ale to nie miejsce i czas na takie dywagacje.
czwartek, 5 sierpnia 2010
inwazja grubasów
Zajrzałem sobie dzisiaj do ksiegarni internetowej i na pierwszym miejscu na liście najczęściej kupowanych mamy książkę o znamiennym tytule "Nie potrafię schudnąć".
Hmm. Tytuł raczej powinien brzmieć " Jestem leniwy, lubie jeść a chcę schudnąc."
Szanowny czytelniku. Jesteś dorosły więc wbij sobie w głowę, że nie schudniesz będąc leniwym. Jeżeli jesteś gruby to musisz włożyć troche wysilku aby schudnąć. Inaczej będziesz tracił na wadze ale na koncie wydając pieniądze na kolejne książki o chudnięciu. Każda dieta ma to do siebie, że gdy jej zaprzestaniesz przybierasz na wadze jeszcze bardziej.
Sprawa jest prosta. Chcesz schudnąć? Zacznij sie ruszać. Parę razy w tygodniu bieganie, rower, może pływanie i spadek wagi gwarantowany. Oczywiście trzeba trochę ograniczyć spożycie kalorii, ale nie jakoś drastycznie.
No tak, ale skąd na to czas brać, ktoś mi zarzuci.
Jeżeli ktos ma czas na czytanie takich głupot jak książki o dietach cudach to zamiast je studiować niech zacznie się ruszać.
Lenistwo jest jednym z grzechów głównych więc zaczynając uprawiać sporty różne zaczynamy walkę z ową słabością i hartujemy własne ciało i ducha.
Pogoda piękna - więc do dzieła.
Na pocieszenie dodam, że i ja mam do zrzucenia do końca miesiąca 4 kg. więc i ja nie mam łatwo. Za lekkie pofolgowanie ciału trzeba zapłacić teraz dodatkowym wysiłkiem.
Hmm. Tytuł raczej powinien brzmieć " Jestem leniwy, lubie jeść a chcę schudnąc."
Szanowny czytelniku. Jesteś dorosły więc wbij sobie w głowę, że nie schudniesz będąc leniwym. Jeżeli jesteś gruby to musisz włożyć troche wysilku aby schudnąć. Inaczej będziesz tracił na wadze ale na koncie wydając pieniądze na kolejne książki o chudnięciu. Każda dieta ma to do siebie, że gdy jej zaprzestaniesz przybierasz na wadze jeszcze bardziej.
Sprawa jest prosta. Chcesz schudnąć? Zacznij sie ruszać. Parę razy w tygodniu bieganie, rower, może pływanie i spadek wagi gwarantowany. Oczywiście trzeba trochę ograniczyć spożycie kalorii, ale nie jakoś drastycznie.
No tak, ale skąd na to czas brać, ktoś mi zarzuci.
Jeżeli ktos ma czas na czytanie takich głupot jak książki o dietach cudach to zamiast je studiować niech zacznie się ruszać.
Lenistwo jest jednym z grzechów głównych więc zaczynając uprawiać sporty różne zaczynamy walkę z ową słabością i hartujemy własne ciało i ducha.
Pogoda piękna - więc do dzieła.
Na pocieszenie dodam, że i ja mam do zrzucenia do końca miesiąca 4 kg. więc i ja nie mam łatwo. Za lekkie pofolgowanie ciału trzeba zapłacić teraz dodatkowym wysiłkiem.
środa, 4 sierpnia 2010
przeprowadzka
Nienawidzę przeprowadzek. Nie dlatego, że jest dużo pracy, zamieszania, nerwów, niewyspania, i wiele innych problemów.
Przeprowadzka niestety pokazuje jak bardzo jestem dzieckiem tego świata. Człowiek gromadzi tyle róznych "potrzebnych" mu rzeczy, że nagle okazuje się, że jestem nimi wręcz zasypany.
Już wydałem czy sprzedałem część książek bo nie miałem ich gdzie tzymać i ciągle brak miejsca. Drugie dziecko potrzebuje swego kąta więc trzeba rowery z domu wyprowadzić)własne rzeczy gdzieś upchnąć.
Wizja świata przedstawiona w genialnej animacji Wall-e jest wręcz prorocza. Jeszcze trochę a będę musiał sobie takiego robota do sprasowywania niepotrzebnych rzeczy nabyć.
Na razie będzie musiało go zastąpić allegro i rozdawnictwo.
Gdzieś tam kołacze mnie sie po głowie cały czas potrzeba uwolnienia się od przesadnego konsumpcjonizmu i małymi krokami trzeba zacząć wprowadzać to w życie.
Zarówno w życiu domowym jak i szosowym. Ale o tym wkrótce w krótkiej notce o bardzo fajnej książce.
Przeprowadzka niestety pokazuje jak bardzo jestem dzieckiem tego świata. Człowiek gromadzi tyle róznych "potrzebnych" mu rzeczy, że nagle okazuje się, że jestem nimi wręcz zasypany.
Już wydałem czy sprzedałem część książek bo nie miałem ich gdzie tzymać i ciągle brak miejsca. Drugie dziecko potrzebuje swego kąta więc trzeba rowery z domu wyprowadzić)własne rzeczy gdzieś upchnąć.
Wizja świata przedstawiona w genialnej animacji Wall-e jest wręcz prorocza. Jeszcze trochę a będę musiał sobie takiego robota do sprasowywania niepotrzebnych rzeczy nabyć.
Na razie będzie musiało go zastąpić allegro i rozdawnictwo.
Gdzieś tam kołacze mnie sie po głowie cały czas potrzeba uwolnienia się od przesadnego konsumpcjonizmu i małymi krokami trzeba zacząć wprowadzać to w życie.
Zarówno w życiu domowym jak i szosowym. Ale o tym wkrótce w krótkiej notce o bardzo fajnej książce.
Subskrybuj:
Posty (Atom)