poniedziałek, 7 czerwca 2010

Rower i biegi kontra codzienność.

Nie planuję żadnych wypadów rowerowych, żadnego biegania. Mając dwójkę małych dzieci nie ma to sensu. Co z tego, że w głowie zrodzi się plan przebiegnięcia 20 km jak w ten dzień dziecko zasypiające codziennie przed 20 zasypia po 21.Ucieka godzina, którą człowiek miał poświęcić na wylanie litrów potu.
Czasem wybiegając po dniu zabaw z dzieciakami po pierwszym kilometrze wiem, że mój ambitny plan zostanie zmodyfikowany o 30-40%.
Nie to, ze nie dam rady - zwyczajnie nie mam ochoty. Przebiegam wtedy założone minimum - 10 km i jestem usatysfakcjonowany.
Ktoś może zarzucić, ze nie mam w sobie ducha wojownika. To prawda- ale dzięki temu mam cały czas frajdę z pokonywania kilometrów. Kurczowe trzymanie się planu potrafi zabić ducha.
Wczoraj zamiast wrócić po pracy do domu poczułem jedność z szosą i zrobiłem sobie dodatkową godzinę jazdy na rowerze. Nie planowałem. Wiedziałem, ze dzieciaki już śpią i mogę sobie na to pozwolić. Zamiast pojechać prosto - skręciłem i zrobiłem mały objazd.
Przejechałem znajomą trasę, zobaczyłem jak sobie radzę na podjazdach, powdychałem spaliny i z uśmiechem na twarzy wróciłem do domu. Do tej rowerowej wycieczki wrócę w następnym wpisie.
W życiu duchowym także nie planuję. Z reguły wielkie plany niweczyła codzienność i prowadziło to tylko do niepotrzebnych frustracji. Mając ileś tam lat doświadczenia człowiek intuicyjnie wyczuwa co mu w danej chwili pomoże.
To jak z jazdą pod górkę. Nie zastanawiam się na jakim przełożeniu je pokonam - dostosowuję je intuicyjnie. Tak jak połykając szosowe kilometry poznaje się swoje możliwości i zespala się je z rowerem tak z upływem lat umie się dostosować modlitewny rytm do kondycji duszy.
Rytm - słowo klucz tego bloga.

11 komentarzy:

  1. Wiesz, co najsilniej bije z tego postu?

    Pewność. Znajomość siebie i własnej rzeczywistości. Ograniczeń i możliwości.

    Zazdroszczę.

    ja zbyt chaotyczny jestem gość, by coś takiego poczuć.

    pzdr

    OdpowiedzUsuń
  2. zobaczysz, że przy dwójce dzieciaków staniesz się bardziej zorganizowany w większości dziedzin życia
    zresztą Ty masz swoje poletko, gdzie rządzisz i ja czytając Twoje posty mam potem niesmak po swoich
    Co do pewności, to są obszary gdzie czuję się ok a też takie gdzie powinienem być mocny a jestem żenujący.
    w sumie to podsunąłśs mi pomysła na kolejny post
    pozdrower

    OdpowiedzUsuń
  3. Od siebie mogę dodać tyle:

    1/ Plan jest bardzo OK. jeśli pomaga się zorganizować i nie marnować czasu, wyrzuty sumienia z powodu zajęć, które absolutnie NIC nie wniosły do naszego życia (nawet w wymiarze jakiejś pozytywnej rozrywki) to "dobre" wyrzuty.

    2/ Plan nie jest OK. kiedy przeradza się w rutynę i rzeczywiście "zabija ducha". Człowiek nie jest cyborgiem. Wtedy jakiś "odjazd" od z góry zaplanowanej trasy działa jak duchowa terapia. Znam to, rozumiem i popieram.

    3/ Żeby było śmieszniej w moim przypadku jest jeszcze inaczej. Mam trójkę dzieci (najstarsze - 16 lat, najmłodsze - 4) i nawał obowiązków z tym związanych jest tak ogromny, że plan i tak mi się mniej lub bardziej "gubi" każdego dnia. Ta resztka, którą udaje mi się ocalić sprawia, że sam na szczęście nie czuję się zagubiony, choć życie nieźle przywala prawie codziennie. Wczoraj np. żona pracowała "na noc" i jak przywiozłem już dzieciaki ze szkoły i przedszkola, zdołałem jeszcze "Młodemu" coś dać jeść, potem mycie, "Aniele Boży" i... usnąłem razem z nim przy "Gwiezdnych Wojnach cz.4 - Nowa nadzieja". Córka mnie szturchnęła, więc jeszcze przełożyłem "Młodego" do łóżeczka i jak stałem, tak padłem. Obudziłem się w pół do szóstej rano. I znowu "zasów" na całego. Wyprawić córki do szkoły, trochę ogarnąć chałupę zanim żona wróci (zwłaszcza pełen zlewozmywak straszy!), podciągnąć zaległości zawodowe (bo trochę roboty dali mi do domu, a termin zaczyna gonić), a tu jeszcze "Młody" budzi się zaledwie godzinę po mnie i krzyczy, że nie może oddychać (znowu ma katar), a jak już mu się odtyka nosek, zaraz chce się bawić, a ja nie mam serca mu odmówić, bo w naszym "babińcu" tylko ja rozumiem te wszystkie klimaty pt. "loboty", "potwoly", "spadejmen" itp. A właśnie teraz kradnę czas mojemu pracodawcy wpisując komentarz na ten fajowy, cyklistowski blog. Ale co mam zrobić, jak w domu chyba nie dam rady? Więc to taki mój mały "odjazd" od planu i rutyny. :-)

    PS

    Sorry, quis, że tak się trochę wywnętrzyłem, ale Ciebie raczej nie muszę ewangelizować, więc
    mogę nieco własnej "kuchni" odsłonić. Mam nadzieję, że się nie zgorszyłeś? :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie - elastyczność. Zgadzam się z Tobą w pełnej rozciągłości Romeusie. Plan z grubsza też staram się realizować jednak trzeba go umieć dostosować do sytuacji w domu.
    Pocieszam się tym, że jak dzieciaki dorosną to będę miał więcej czasu na rowerowe wojaże. Na razie to bardziej czytam, oglądam niż realizuję.
    Teraz mam 2 dni urlopu - siedzę z małym w domu. Zaraz trzeba do żłobka jechać i potem jazda z dwójką do 20.
    I wtedy zacznie się dzień.
    Taka nasza dola. Ale damy radę Panowie;)
    Nie ma to jak męskie rozmowy o życiu;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pełen zlew naczyń - koszmar totalny!
    Wolę mieszać beton w betoniarce niż zmywac naczynia...
    brrrr.

    OdpowiedzUsuń
  6. Romo, widziałem u Ciebie stronę z Katolika. Bywasz tam?

    OdpowiedzUsuń
  7. Cześć Tomek,

    a więc zajrzałeś na moje nowe blogowe "dziecię", które ciągle rodzę w wielkich bólach (informatycznym prostaczkiem jestem)? Dzięki, to będzie taka moja internetowa "kwatera główna" (nieco mniej "uduchowiona" niż ta na Frondzie:-)). "Katolika" nie czytam, wszystkiego nie obskoczę, a ten link jest do amerykańskiego forum naszego dobrego znajomego z Frondy, czyli "hioba". Ja wprawdzie nie potrafiłbym być takim oryginałem jak on (ten zarost i wielki krzyż na piersiach...), ale wydaje mi się, że on chyba w tym wszystkim jest szczery, nie próbuje zwrócić na siebie za wszelką cenę uwagi, a poza tym rzeczywiście głęboko wierzący i ciekawie pisze o wielu sprawach.

    PS

    Sorry "Quis" za prywatę, ale to "Walczący z mrówkami" zaczął...

    OdpowiedzUsuń
  8. PS 2

    A zmywanko rzeczywiście koszmar totalny, ale podjąłem się kiedyś w ramach umartwienia i jakoś trzaskam, choć niestety często upadam i w zlewie Himalaje rosną. Taka prawda smutna.

    OdpowiedzUsuń
  9. Panowie- mamy XXI wiek - to era zmywarek;)

    OdpowiedzUsuń
  10. W kwestii zmywarek zdecydowanie rządzi dwuręczny model "TurboRomeus" (pod warunkiem, że się nie zacina :-)).

    OdpowiedzUsuń
  11. I pobiera mało wody i nie połyka kostek z proszkiem nabłyszczającym szkło.

    ;-)

    OdpowiedzUsuń